sobota, 9 lutego 2019

Nowy ranking cateringów dietetycznych w Trójmieście!

Witajcie w nowym roku. Ten dla mieszkańców 3city nie zaczął się zbyt dobrze, ale trzeba mieć nadzieję, że będzie już tylko lepiej. Przeglądałam statystyki bloga i nie da się nie zauważyć, że największą popularnością cieszył się cykl o cateringach dietetycznych w Trójmieście. Przez dwa lata wiele się w tej dziedzinie zmieniło. Powstało wiele nowych firm - coraz więcej z nich musi między sobą walczyć o klienta, a niektóre z nich postanowiły wprowadzić diety specjalnie pod osoby chore na Hashimoto. 

Przyjrzałam się rynkowi i wybrałam dla Was kolejne firmy, które chciałabym Wam bliżej przedstawić. Oto wykaz wszystkich nowych firm, które przykuły moją uwagę:
 
Również recenzowany przeze mnie Maczfit (recencję przeczytacie tutaj) postanowił wprowadzić specjalną dietę dla chorujących na Hashimoto -> https://www.maczfit.pl/#nasze-programy

W miarę możliwości postaram się przez kilka najbliższych miesięcy sprawdzić osobiście co każda z tych firm ma do zaoferowania i czy to się w ogóle opłaca.  

Zapraszam do śledzenia mojego bloga. Na pierwszy rzut pójdzie catering - Biały Widelec. 

poniedziałek, 12 listopada 2018

Floating i sauna Ganbanyoku w Gdyni

Pewnie zastanawiacie się co to jest ten tytułowy floating i co to jest sauna Ganbanyoku. Już tłumaczę.

O floatingu po raz pierwszy dowiedziałam się wiosną czytając wywiad z właścicielką salonu oferującego takie usługi ("Joga" nr 3 maj/czerwiec 2018 str. 58-60). Byłam bardzo zdziwiona gdy okazało się, że na zachodzie ta metoda znana jest od bardzo wielu lat. 

Floating - to najprościej "unosić się" (na wodzie), "utrzymywać na powierzchni". Człowiek zamykany jest w kapsule napełnionej wodą z solą Epson. Kapsuła ma za zadanie odciąć człowieka od jakichkolwiek bodźców (wzrokowych, słuchowych). Godzina sesja zapewnia wypoczynek równy czterem godzinom najgłębszego snu. Bałam się, że przez godzinę będę słyszała tylko bicie własnego serca, ale nie było aż tak źle. Jest wiele przeciwwskazań do tego "zabiegu", ale osoby, które mogą spróbować - powinny, chociaż raz ;) 

Floating przynosi Naszemu organizmowi wytchnienie i pomaga w tak wielkiej ilości schorzeń, że ciężko mi będzie wymienić choćby połowę aby przy okazji Was nie uśpić z nudów ;) Z powodu dużego stężenia soli człowiek unosi się na powierzchni i nie jest w stanie się utopić. Odciąża to stawy i kręgosłup. Pomaga w rehabilitacji, przy wielu chorobach skóry oraz niektórych chorobach autoimmunologicznych. Jeśli chcielibyście zobaczyć listę schorzeń na które działa pozytywnie oraz listę przeciwwskazań zachęcam do przejścia na stronę http://www.soulpharmacy.pl/floating

 

A sauna Ganbanyoku to po prostu łóżko z kamienia wulkanicznego, które podgrzewane jest do temperatury około 40 stopni. Działa podobnie do sauny podczerwonej, ale człowiek nie wychodzi po zabiegu cały zlany potem. 




Gdy tuż przed wakacjami zgłębiałam ten temat w Trójmieście było kilka miejsc oferujących usługę floatingu. W tej chwili w samej Gdyni mamy do wyboru dwa miejsca w centrum miasta. Sesja nie należy do najtańszych także wybrałam firmę, która oferowała swoje usługi na Grouponie. Za godzinę floatingu w SoulPharmacy zapłaciłam 69 zł a w gratisie od właścicielki miałam okazję sprawdzić co to jest i jak działa sauna Ganbanyoku. 

Na oba zabiegi nie trzeba ze sobą nic zabierać. Wszystko otrzymacie w gabinecie. Począwszy od ręczników, klapek, szlafroków, kończąc na kosmetykach i suszarce do włosów. A właścicielka zaparzy Wam bardzo dobry wywar z ziół (do wypicia). Przed wejściem do kabiny należy wziąć dokładny prysznic, włożyć do uszu jednorazowe stopery. Ja nie skorzystałam z poduszki pod głowę ani z okularków i bardzo tego potem żałowałam. Nawet uważna osoba przez godzinę czasu naleje sobie niechcący słonej wody do oczu, a pod głową fajnie mieć poduszkę bo inaczej mięśnie karku zaczną nas boleć. Ja podłożyłam sobie ręce pod głowę i w ten sposób wygodnie unosiłam się w ciemnościach. Temperatura wody odpowiada temperaturze ciała także nawet taki zmarźlak jak ja nie powinien czuć dyskomfortu. Jak na pierwszy raz cała godzina to za dużo czasu. Nie przekonałam się jeszcze do medytacji także w kapsule się po prostu wynudziłam. Właśnie dla takich osób właścicielka poleca karnety łączone z sauną (po 30 min w saunie i w kapsule). 

W łazience można korzystać z naprawdę fantastycznych naturalnych kosmetyków z firmy La-Le z Krakowa. Masło do ciała użyte na saunie przez inną klientkę pachniało tak mocno, że gdy weszłam do gabinetu byłam przekonana, że to jakich super odświeżacz powietrza. Byłam zahipnotyzowana zapachem. Sama potem miałam okazję użyć tych kosmetyków na własnej skórze. I chyba zamówię je do domu - zwłaszcza, że robią je ręcznie na zamówienie klienta i nie dodają absolutnie żadnej chemii a ceny są bardzo przystępne. 

W pokoju z sauną uraczą Was dźwięki śpiewu ptaków, wschodni wystrój oraz ziołowa herbatka. 30 minutowa sjesta w takich warunkach i to na gorącym kamiennym łóżku pozwala się zrelaksować. Ale najważniejsze jest serce jakie w obsługę klienta wkłada właścicielka. Czułam się w jej towarzystwie bardzo dobrze, dba o każdego klienta i pozwala mu się zrelaksować. Dba o każdy szczegół i dzięki takiej obsłudze chce się częściej wracać do Soul Pharmacy. 

Jeśli zastanawiacie się nad skorzystaniem z takiej usługi polecam właśnie tą firmę. Warto zajrzeć na ich stronę na FB ponieważ co chwila oferowane są tam korzystne karnety i zniżki. 


sobota, 13 października 2018

Dodo Roti, czyli pierwsza w Polsce restauracja z kuchnią kreolską wprost z Mauritiusa

Dziś postanowiłam skorzystać z tej pięknej wręcz letniej pogody i pójść na długi (8 km) spacer. Na moje szczęście w połowie drogi (już na Bulwarze Nadmorskim) przypadkiem spotkałam przyjaciół. Namówiłam ich na spontaniczne pójście na obiad do restauracji Dodo Roti (na Świętojańskiej w Gdyni). 

Restauracja serwuje dania kreolskie, które mieszają smaki afrykańskie, hinduskie, chińskie oraz europejskie (Mauritius był kolonią m.in. holenderską). Jak reklamuje się samo Dodo Roti - serwują smaki z 4 stron świata. Nazwa restauracji składa się z nazwy ptaka Dodo, który kiedyś zamieszkiwał Mauritius oraz z nazwy ich popularnego dania - roti (naleśnik z "wkładką").




Kucharzem oraz jest obywatel Mauritiusa z 25 letnim doświadczeniem zawodowym. 


Dziś mieliśmy okazję spróbować właśnie - roti. Zamówiliśmy jeden Africana z mięsem i jeden wegetariański Mauritius.










Jedzenie i obsługa były rewelacyjne. Byliśmy zachwyceni różnorodnością smaków i chutneyem z mango. Trudno jest mi opisać smak dań - tego każdy powinien sam spróbować - zwłaszcza, że ceny są bardzo przystępne. Jedno roti kosztuje 20 zł a najedzona byłam po nim kilka ładnych godzin.
Na pewno będę częściej odwiedzać to miejsce. Nie mieliśmy już siły by zjeść deser a ślinka nam ciekła już podczas czytania menu. Mus z białej i ciemnej czekolady podawany z sosem z szampana i truskawek rozbudził naszą wyobraźnię.





A dla tych, których zainteresuje ten przepiękny i egzotyczny kraj to Mauritius leży ok. 900 km od Madagaskaru na Oceanie Indyjskim a z Polski dostaniemy się tam Dreamlinerem lotem bezpośrednim ;)



środa, 12 września 2018

5 rocznica przeprowadzki do Trójmiasta i kaszubskie zwyczaje przed weselne, czyli Polterabend

We wrześniu 2013 roku podjęłam szybką, spontaniczną i nieodwracalną decyzję o przeprowadzce do Trójmiasta, a właściwie podjęła ją za mnie KwiatPomarańczy. W tym samym miesiącu powstał ten blog. W ciągu tych lat wiele się wydarzyło, o wielu rzeczach pisałam o wielu nie, ale chyba największym powodzeniem cieszyła się moja seria o testach trójmiejskich firm kateringowych. Mieszkałam 10 miesięcy w Gdańsku i całą resztę na 5 różnych dzielnicach w Gdyni raz na jakiś czas opisując Wam wiele aspektów związanych z życiem w Trójmieście. Dziękuję, że od czasu do czasu  odwiedzicie mnie tu wirtualnie :)

 
Dziś chciałabym poruszyć temat kaszubskiego zwyczaju tłuczenia butelek w wigilię ślubu, czyli słynne w okolicy - Polterabend. O zwyczaju tym po raz pierwszy usłyszałam na studiach w Gdańsku, ale dopiero w tym roku udało mi się w takiej imprezie uczestniczyć. 


Polterabend czy Polter - jak mawiają lokalsi, wywodzi się z tradycji niemieckiej i jest wciąż żywy na kaszubach, kociewiu, okolicach Poznania oraz na śląsku. Tradycyjnie nie jest to impreza, na którą wymagane są zaproszenia. Jeśli więc po sąsiedzku ktoś wyprawia wesele to w dobrym tonie jest pojawić się u sąsiadów wraz z pustymi butelkami lub słoikami (zdecydowanie łatwiej je rozbić) i na wejściu potłuc je na szczęście pary młodej. 




W dawnych czasach tłuczenie butelek miało na celu sprawdzić czy para młoda potrafi wykonywać obowiązki domowe m.in. czy i jak szybko uprzątnie rozbite o drzwi wejściowe szkło. Przesąd głosi, że jeśli butelka się nie rozbije oznaczać to będzie kłopoty w małżeństwie - dlatego właśnie na Polterze, w którym uczestniczyłam w specjalnie wybudowanej wiacie (w bramie na podwórze) powstawiano duże kamienie. P.S. istnieją już ponoć specjalne firmy, które wypożyczają takie wiaty ;)

Na imprezie, w której uczestniczyłam było ponad 40 osób w większości przypadków te, których nie zaproszono na wesele m.in. sąsiedzi czy koledzy i koleżanki z pracy pary młodej, dalsza rodzina i znajomi. Po rozbiciu butelek Państwo Młodzi zapraszają na szybkiego kielona wypitego na progu, następnie przechodzi się na imprezę, która często trwa do późnych godzin. Jak te Panny młode potem wstają rano w dzień ślubu to ja nie wiem ;)

środa, 15 sierpnia 2018

Wrażenia po zwiedzeniu Muzeum II Wojny Światowej i 758 Jarmarku Św. Dominika w Gdańsku

 

Dzisiejszy dodatkowy dzień wolny postanowiłam wykorzystać na coś na co w żaden weekend nie mam siły i czasu - na wycieczkę do Gdańska. Jarmark Św. Dominika dobiega powoli końcowi (trwać będzie do najbliższej niedzieli) i nie byłam jeszcze w Muzeum II Wojny Światowej




Tak się złożyło, że nie zdążyłam obejrzeć wystawy przed "dobrą zmianą" a później straciłam ochotę. Wystawa została zmieniona a wiele osób wycofało swoje pamiątki rodzinne z eksponatów pożyczonych Muzeum. Mimo to trzeba było kiedyś tam zajrzeć a czy byłaby lepsza data niż święto Wojska Polskiego? ;)




Na początku chciałabym Was ostrzec, że jeśli chcecie oszczędzić sobie kilometrowej kolejki kupcie bilet przez stronę internetową (nawet jeśli wyświetla, że na drugi dzień na wszystkie godziny wejść jest ponad 200 wolnych miejsc). Ja stałam 30 min w kolejce by kupić wejście dopiero za 1,5 h bo wszystko było już wykupione - ciężko mi powiedzieć czy po sezonie wakacyjnym jest tam mniejsze obłożenie. Bilet normalny kosztuje 23 zł a do tego audiopilot to koszt 5 zł a za 1 zł można dokupić wejście na wystawę czasową, ale ja zrezygnowałam. Na samo zwiedzanie muzeum należy przygotować sobie co najmniej 2 godziny. Ja wyszłam po 1 i 40 minutach ponieważ szłam dość szybko i nie korzystałam w wielu dostępnych multimediów. Jeśli ktoś chce porządnie zwiedzić muzeum musi przygotować się na wiele więcej niż te dwie godziny. 






Wystawa główna jest bardzo nowoczesna i zaciekawi każdego. Temat II Wojny Światowej nie należy do najprzyjemniejszych, ale warto pójść i przekonać się samemu czy spełni Wasze oczekiwania. Mi się bardzo podobało. 






Przed i po zwiedzaniu muzeum przechadzałam się po Jarmarku  Dominikańskim. Wielu mieszkańców Trójmiasta bardzo na niego narzeka, ale to największa letnia atrakcja Gdańska od prawie 800 lat. Każdy kto chce zakupić nietypowe rzeczy do mieszkania (obrazy bezpośrednio od artystów, antyki, nowe ciekawe i innowacyjne przedmioty stworzone przez Polskich producentów, itp.), zakupić unikalną biżuterię ręcznie wyrabianą przez małe jednoosobowe firmy, spróbować lokalnych specjałów, ale nie tylko, ubrać się w modne i niepowtarzalne ubrania ma super okazję na łowy.

Oczywiście na stoiskach można kupić chałwę z Turcji, przyprawy z całego świata, langosza z Węgier, syntetyczne kamienie szlachetne wprost z Kairu, lody tajskie, torebki i chusty z Indii oraz szale wełniane wprost z Himalajów. Nie odstrasza mnie to jednak od co rocznego spaceru - zwłaszcza, że ja już wiem co i jak kupować ;)  O tym jak i kiedy robić zakupy na Jarmarku pisałam w zeszłym roku, zachęcam do lektury ;)



W tym roku pojechałam na Jarmark w konkretnym celu. Jak co roku przeczytałam na portalu Trójmiasto artykuł o wyróżnionych stanowiskach i w oko wpadła mi firma produkująca naturalne kosmetyki z bursztynu. Chciałam też kupić kilka minerałów i kamieni szlachetnych wspomagających pracę tarczycy. Moje łowy uważam za udane. Kupiłam przepyszny miód z truskawką pochodzący z pasieki Kalina w Braniewie, trochę naturalnych kosmetyków firmy Ambra (bez parabenów, silikonów, olei mineralnych, syntetycznych barwników i zapachów) oraz wisiorek z lapis lazuli. Wciąż marzę, że któregoś lata będzie mnie stać na kupno wielkiego obrazu, od któregoś z wystawiających się malarzy.

Nie martwcie się, na Pomorzu lato pełną parą a część zdjęć z zewnątrz muzeum i spod napisu "Gdańsk" pochodzi z wiosny - dziś były zbyt dzikie tłumy by robić ładne zdjęcia. Nogi mnie tak bolą, że aż pulsują ;) Według zapisu w Endomondo przeszłam pieszo 9,28 km a do tego trzeba dodać te kilometry, które wychodziłam w samym muzeum ;) Z pewnością do dzisiejszego masażu łydek użyję zakupionej maści z bursztynu! 









A tu jeszcze kilka zdjęć z wnętrza muzeum.


poniedziałek, 13 sierpnia 2018

Gokarty w Sopocie, czyli jak podnieść poziom adrenaliny

Kilka weekendów temu z okazji urodzin kolegi postanowiliśmy poszaleć i podnieść sobie adrenalinę na gokartach. 

W Trójmieście dostępne są 3 tory (Gdańsk, Gdynia, Sopot). Wybraliśmy Kart Center w Sopocie. Należało zebrać co najmniej 8 uczestników i przygotować się na spory wydatek (około 130 zł od osoby). Za pierwszym razem należy wyrobić sobie specjalną kartę oraz na dostępnych w recepcji komputerach założyć sobie profil. Polecam nie zwracać uwagi na poprawność danych osobowych oraz podać swój mail od tzw. spamu (chyba każdy ma taki ;)). Po każdym wykupionym wyścigu na maila przychodzi zestawienie z wynikami. Dostaje się również dostęp do rankingu najszybszych uczestników w danym miesiącu w postaci listy imion i nazwisk. To właśnie dlatego polecam zastanowić się czy chcecie podawać swoje prawdziwe dane ;)

Przed wyścigiem należy zakupić sobie na miejscu kominiarkę (ze względów higienicznych). Proponuję poprosić również o podkładkę pod plecy - jedzie się z nią znacznie wygodniej. Ostrzeżona przez koleżankę, która od plastikowych oparć miała na drugi dzień bóle w krzyżu przyjechałam ze swoją poduszką, ale chłopacy z obsługi mnie kulturalnie wyśmiali i dali profesjonalną podkładkę. Wszystkie Nasze rzeczy osobiste zostały włożone do jednego kosza i musiały zostać w recepcji. Tam też wylądowała odebrana mi poduszka.

Przed wyścigiem pracownicy wydają kaski oraz przeprowadzają krótkie przeszkolenie. Ta atrakcja składa się z trzech 8-minutowych wyścigów. Pierwszy jest dla testu, drugi to kwalifikacje a ostatni to właściwy wyścig. Jako laik myślałam, że trzy takie krótkie przejazdy to strasznie mało, ale człowiek wychodzi całkiem wymęczony (brak wspomagania kierownicy, wiele zakrętów a gokart pędzi do 70 km na godzinę). Z praktycznych porad mogę jeszcze podpowiedzieć, że warto ubrać buty z grubszą podeszwą aby pedały nie wrzynały się w stopy. Baletek nie polecam. 

Po wyścigu trzy najszybsze osoby otrzymują medale co stanowi ciekawą pamiątkę.
Na początku bardzo się bałam. Nie chciałam stracić zębów na 2 tygodnie przed weselem kuzynki ;) Nie szalałam za bardzo na trasie ponieważ co najdziwniejsze w tych gokartach nie ma pasów!!! Dopiero w ostatnim wyścigu jeździłam znacznie pewniej i szybciej. Polecam każdemu chociaż raz spróbować. Te nietypowe urodziny z pewnością na długo pozostaną w mej pamięci nie tylko w związku z podniesioną adrenaliną ;)

niedziela, 15 lipca 2018

Spotkanie Z Mindfullness "Uważność w stresie", czyli zrób coś wreszcie dla siebie

Depresja stanowi 40% spośród zwolnień lekarskich a Polska zajmuje w Europie 3 miejsce w rankingu najbardziej zestresowanych państw. Przed nami tylko Grecja i Turcja. Czy wiedzieliście, że 30% aktywnych zawodowo polaków dostrzega u siebie oznaki wypalenia zawodowego? A co dopiero Ci, którzy nie zauważają! Warto więc zastanowić się jak można sobie pomóc by nie trafić do statystyk. Ja  13tego w piątek postanowiłam pójść  do Centrum Jogi i Pilatesu w Gdyni na wykład z Mindfullness o tytule "Uważność w stresie" prowadzony przez Pana Jarosława Chybickiego.

Termin "Mindfullness" zaczyna być modny w Naszym kraju - można by powiedzieć, że jest to coś nowego, ale za granicą tę nazwę stosuje się od ponad 30 lat. Te konkretne zajęcia poświęcone były jednej z wielu metod stosowanych w Mindfullness jaką jest medytacja. Z całej kilkunastoosobowej grupy tylko dwie wiedziały coś o "Uważności" także przybliżono nam w ciekawy sposób co to w ogóle jest. Warsztat rozpoczęliśmy i zakończyliśmy 10 minutowymi medytacjami zwanymi jako Body Scaning o czym szerzej jeszcze napiszę.

Na stronie Mindinstitute możemy przeczytać, że "podejście i techniki mindfulness wywodzą się z tradycji buddyjskiej, można się jednak z nimi również spotkać w innych tradycjach (czego przykładem jest mnich benedyktyński Willigis Jaeger czy też ksiądz Thomas Keating). Jednym z założeń treningu mindfulness jest zaakceptowanie myśli i uczuć, które nam się pojawiają – bez oceniania ich i walki lub/i przyciągania ich (...) Termin mindfulness odnosi się zarówno do praktyki jak i podejścia, które polega na byciu całkowicie obecnym wobec doświadczenia płynącego zarówno z zewnątrz (inni ludzie) jak z wewnątrz (własne myśli, uczucia, wrażenia) w każdej chwili. Nie chodzi o umiejętność skoncentrowania się na danym obiekcie, odczuciu, człowieku. Chodzi o jakość bycia wobec każdego pojawiającego się zjawiska (niezależnie od tego, czym to zjawisko jest)." 


 (zdjęcie: http://jogapilates.pl)


A po co Nam ta Uważność? Codziennie w Naszej głowie kłębią się miliony myśli a wśród nich aż 95% stanowią "myśli-śmieci". Większość tych śmieci to myśli negatywne o Nas samych. To one powodują w Nas większą podatność na stres. A trzeba być świadomym tego, że są to tylko myśli a nie rzeczywistość. Samo zdanie sobie z tego sprawy to już pierwszy krok do treningu uważności. A kolejnym jest codzienna medytacja trwająca chociaż 5 do 10 minut. Nie jest bowiem ważne jak długo będziemy medytowali a systematyczność z jaką będziemy to robili. 

Podczas medytacji Pan Jarosław podpowiadał Nam na co powinniśmy zwrócić w danej chwili uwagę. Podstawą do medytacji jest postawa zwana "pełną godności". Należy usiąść tak aby kolana dotykały ziemi (bądź podłożonych pod nie poduszek), ciało nie było nigdzie spięte. W pierwszej części medytacji należy przyglądać się swoim myślom. Zdać sobie sprawę, że się pojawiają i pozwolić im znikać. Np. jeśli do głowy przyjdzie Nam, że jutro trzeba upiec ciasto, to pozwólmy tej myśli wylecieć z głowy. Nie zaczynajmy rozmyślać o tym, czy posiadamy w domu wszystkie składniki i że trzeba pobiec do sklepu bo w niedziele będzie nieczynny. Nie dajmy się wciągnąć myślom. One mają się pojawiać i znikać a my mamy tylko je zauważać i obserwować. W kolejnej części mamy skupić się na swoim oddechu. Na tym, że pod nosem czujemy powiew powietrza lub na brzuchu lub na klatce piersiowej. Po kilku minutach należy skupić się na doznaniach cielesnych. Czy coś mnie gdzieś w ciele boli, czy mi jest ciepło, jaki czuję jakiś zapach, co słyszę. Po takim treningu powracamy "na ziemię" i kończymy medytację. 

W Mindfullness relaks nie jest celem, ale jest on zauważalnym skutkiem ubocznym. W Australijskich szkołach wszystkie dzieci odbywają codziennie kilkuminutowe sesje medytacyjne (w zależności od wieku, małe dzieci nakłania się do medytacji w klasie przez minutę, starsze - dłużej). Ciekawą rzecz powiedział Dalajlama. Twierdzi on, że gdyby wszystkie dzieci na świecie od 8 roku życia uczyć codziennej medytacji to w ciągu 2 pokoleń całkowicie wyeliminowałoby się problem wybuchania wojen. Pewnie coś w tym jest. Zwłaszcza, że jego prawa ręka to najszczęśliwszy człowiek na Ziemi (wiele razy przebadany przez neurologów). Co dzień bez powodu czuje taką euforię radości jaką zwykły człowiek poczułby w momencie zorientowania się, że wygrał 5 milionów w totka. A to wszystko dzięki codziennej praktyce medytacyjnej.

Oprócz medytacji przedstawiono nam również metodę natychmiastowego radzenia sobie w sytuacji stresowej. Technika ta jest stosowana przez snajperów. W momencie kryzysu należy natychmiast "wyjść z głowy" i zacząć zwracać uwagę na to co czujemy zmysłami. Najpierw co widzimy w okół siebie, jaki czujemy zapach, co słyszymy. Zauważać detale. To tak jak z odwróceniem uwagi małego dziecka. Gdy płacze należy go czymś zainteresować, coś pokazać. 

Niestety łatwiej powiedzieć niż zrobić. Aby świadomie stosować tę technikę trzeba wprawy i podstaw. Świetną podstawą jest  właśnie codzienna medytacja, która uczy Nas odczuwać to co się dzieje z Naszym ciałem. 

A teraz kilka ciekawostek z wykładu ;) Czy wiedzieliście, że na świecie codziennie medytuje ponad pół miliarda osób? Dane te zebrane są z aplikacji na telefony komórkowe. Dzięki nim można ustawić sobie dzwonki by wiedzieć, że czas medytacji już minął. Nawet nie wiedziałam, że są takie Apki i że tyle osób z nich korzysta. Ja bym używała zwykłego alarmu w telefonie ;)


Spotkanie było 3 warsztatem z całęgo cyklu spotkań. Jeszcze nie ma podanych dat następnych zajęć, ale czekają Nas następujące tematy:
  •  – Uważność w budowaniu równowagi życie zawodowe/prywatne
  •  – Uważność w pracy
  •  – Uważność w relacjach
  •  – Uważne zarządzanie energią
  •  – Uważnie w konfliktach
  •  – Uważne jedzenie
  •  – DOPAMINA – osiem strategii uważnego życia
Dokładny grafik proszę śledzić na stronie Centrum. Cena jednych zajęć to 60 zł i uważam, że warto przejść się choćby na jedne. 

Jeśli chcielibyście pogłębić swoją wiedzę niekoniecznie kupując od razu jakąś książkę to jako lekturę na plażę polecam zajrzeć na 6 stronę czasopisma "Sens" (Lipiec 2018) czeka tam wywiad z najbardziej chyba znanym w Polsce psychologiem Wojciechem Eichelbergiem, który prowadzi warsztaty Mindfullness przez Internet. Warto również zajrzeć na 63 stronę magazynu "Moja Harmonia Życia" (kwiecień/ maj 2018) gdzie opisano 8 kroków w treningu Mindfullness. Natomiast na 78 stronie majowego wydania czasopisma "Joga" czeka na Was fajny artykuł "Mindfullness, czy warto być dobrym?".

niedziela, 20 maja 2018

Sesja relaksacyjna "Misy i gongi" w Centrum Jogi i Pilatesu w Gdyni

Tak jak zapowiadałam w ostatni piątek udałam się ponownie do Centrum Jogi i Pilatesu w Gdyni - tym razem na sesję relaksacyjną Jakuba Leonowicza "Misy i gongi". Koncert okazał się być zupełnie innym doświadczeniem niż "Misy kryształowe", ale na sam początek chciałabym Wam opisać o co właściwie z tymi misami chodzi.

Kuba jest psychoterapeutą pochodzącym z rodziny lekarzy. Instrumenty, na których gra zostały wykonane w Niemczech, każdy ma atest i był przetestowany przez fizyków. Wykonano je na wzór tych pochodzących z indyjskiej części Himalajów. Fale dźwiękowe jakie wytwarzane są przez misy i gongi wywołują w organizmie delikatne wibracje. Taki masaż wibroakustyczny wprowadza człowieka w stan umysłowej równowagi, łagodzi stres i odpręża. Jakub na początku poinformował Nas, że na każdej sesji słychać chrapanie i żebyśmy się nie przejmowali. Na piątkowym spotkaniu usnęło i chrapało kilka osób ;)

Jak podaje portal Poradnik Zdrowie: "mikrowibracje w naszym ciele są zjawiskiem fizjologicznym, powstają np. przy kurczeniu się mięśni, gdy wprawiamy ciało w ruch. Mają bardzo pozytywny wpływ na funkcjonowanie naszego organizmu. Ułatwiają usuwanie z organizmu toksyn i zbędnych produktów przemiany materii. Jeżeli wibracje są na niewystarczającym poziomie, źle się czujemy lub rozwija się jakieś schorzenie, ponieważ uszkodzone komórki nie radzą sobie z usuwaniem szkodliwych produktów katabolizmu i metabolizmu. Przedostają się one do krwi i limfy i wraz z nimi krążą po ciele." Terapia wibroakustyczna pobudza komórki, doprowadza do poprawy kondycji naczyń krwionośnych i limfatycznych a także usprawnia przepływ krwi i limfy.





Terapeuta fantastycznie wprowadzał Nas w stan relaksu, mówił kiedy i w jaki sposób mamy koncentrować się na oddechu. Poinformował Nas, że podczas koncertu możemy mieć odczucia albo fizyczne albo psychiczne i żebyśmy zaufali swojemu ciału. Dowiedzieliśmy się też, że jeśli przeżyjemy coś negatywnego to też dobrze ponieważ umysł właśnie się z tym boryka i musimy stawić temu czoła. Tak było ze mną. Przez dużą część sesji moje myśli krążyły w okół nierozwiązanej sprawy osobistej, która mnie męczy od jakiegoś czasu.

Jeśli chodzi o same dźwięki to były zdecydowanie cichsze i o przyjemniejszej dla ucha tonacji niż te, które wydają z siebie misy kryształowe. Po koncercie wiele osób przyznało, że te 1,5 godziny minęło im jak 10 minut. Także miałam takie odczucia. Jakub wyjaśnił, że to dlatego, że dźwięk gonga wprowadza człowieka w trans i jest to całkiem normalne.

Po koncercie terapeuta został otoczony przez wszystkich, masa ludzi miała do niego pytania. Jakub od 5 lat zawodowo zajmuje się graniem na misach i gongach. Prowadzi również indywidualne masaże wibroakustyczne na terenie Trójmiasta. Taki masaż pomaga przy chorobach kręgosłupa, stawów i przy niektórych schorzeniach urologicznych. Kuba dojeżdża do domu klienta i w zależności od dolegliwości kładzie na ciele pacjenta odpowiednie misy. Koszt takiego zabiegu to 120 zł i należy przygotować sobie na niego około dwie godziny. Aby skontaktować się z Kubą wystarczy wejść na jego profil na Facebooku.



Kolejny koncert Jakuba w Centrum Jogi i Pilatesu odbędzie się 22 czerwca 2018 r.
Mikrowibracje w naszym ciele są zjawiskiem fizjologicznym, powstają np. przy kurczeniu się mięśni, gdy wprawiamy ciało w ruch. Mają bardzo pozytywny wpływ na funkcjonowanie naszego organizmu. Ułatwiają usuwanie z organizmu toksyn i zbędnych produktów przemiany materii. Jeżeli wibracje są na niewystarczającym poziomie, źle się czujemy lub rozwija się jakieś schorzenie, ponieważ uszkodzone komórki nie radzą sobie z usuwaniem szkodliwych produktów katabolizmu i metabolizmu. Przedostają się one do krwi i limfy i wraz z nimi krążą po ciele.

http://regeneracja.poradnikzdrowie.pl/rehabilitacja/terapia-wibroakustyczna-nie-tylko-misy-tybetanskie_33841.html
Mikrowibracje w naszym ciele są zjawiskiem fizjologicznym, powstają np. przy kurczeniu się mięśni, gdy wprawiamy ciało w ruch. Mają bardzo pozytywny wpływ na funkcjonowanie naszego organizmu. Ułatwiają usuwanie z organizmu toksyn i zbędnych produktów przemiany materii. Jeżeli wibracje są na niewystarczającym poziomie, źle się czujemy lub rozwija się jakieś schorzenie, ponieważ uszkodzone komórki nie radzą sobie z usuwaniem szkodliwych produktów katabolizmu i metabolizmu. Przedostają się one do krwi i limfy i wraz z nimi krążą po ciele.

http://regeneracja.poradnikzdrowie.pl/rehabilitacja/terapia-wibroakustyczna-nie-tylko-misy-tybetanskie_33841.html
Mikrowibracje w naszym ciele są zjawiskiem fizjologicznym, powstają np. przy kurczeniu się mięśni, gdy wprawiamy ciało w ruch. Mają bardzo pozytywny wpływ na funkcjonowanie naszego organizmu. Ułatwiają usuwanie z organizmu toksyn i zbędnych produktów przemiany materii. Jeżeli wibracje są na niewystarczającym poziomie, źle się czujemy lub rozwija się jakieś schorzenie, ponieważ uszkodzone komórki nie radzą sobie z usuwaniem szkodliwych produktów katabolizmu i metabolizmu. Przedostają się one do krwi i limfy i wraz z nimi krążą po ciele.

http://regeneracja.poradnikzdrowie.pl/rehabilitacja/terapia-wibroakustyczna-nie-tylko-misy-tybetanskie_33841.html

czwartek, 17 maja 2018

Pracownia Kulinarna Atelier Smaku (GF, vegan) w Gdyni - recenzja Foodtrucka

Dziś całkiem przypadkiem zauważyłam przed Centrum Handlowym Batory foodtrucka z wegańskim i bezglutenowym jedzeniem. Nie musiałam się długo zastanawiać by podbiec i sprawdzić co sprzedają. Domyślam się, że każda osoba na diecie gluten-free i bez-nabiałowej ma tak samo jak ja - nie potrafi przejść obojętnie przy takich przybytkach. A że jestem bezglutenowym antytalenciem - mimo wielu prób nigdy nie udało mi się dobre ciasto, naleśniki czy pierogi zawsze podziwiam restauracje, które je serwują. 

Foodtruck okazał się własnością Pracowni Kulinarnej Atelier Smaku Joli Słomy i Mirka Trymbulaka. To Ci sami Państwo, którzy dla Kuchnia+ prowadzili program kulinarny (teraz dostępny na youtubie). 








Przy foodtrucku niewiele można było zobaczyć oprócz dań w słoiczkach i ciasteczek, ale przemiła Pani obsługująca potrafiła w nienachalny sposób mnie zagadać :) Mimo, że w portfelu hulał wiatr dzięki jej pasji zrobiłam u niej zakupy. Dawno nie widziałam osoby, która zwyczajnie lubiła by swoją pracę - zwłaszcza w gastronomii. Owa Pani sama z siebie powiedziała mi jak sprawdzić czy w bezglutenowym chlebie jest chemia i przeciwzbrylacze i poradziła zakupioną fasolkę po bretońsku zagotować w całkości (opakowanie zawiera wg mnie solidne 2 porcje) i zawekować aby druga część obiadu postała w lodówce z tydzień. Do hermetycznie spakowanego jedzenia dodała mi kromkę wypiekanego przez Atelier chleba gryczanego z uwagą abym chleb delikatnie podgrzała na patelni - tylko wtedy "skamielina" zamieni się w pyszny chleb. 

Oprócz obiadu kupiłam apetycznie wyglądające brownie bezglutenowe i wegańskie - czyli bez jajek. Idealnie komponowało się z pierwszymi truskawkami kupionymi na ryneczku i popołudniową kawą. Ciasto było zrobione z marchewki i miało lekko korzenny smak. 

 
Z pobranych ulotek dowiedziałam się, że właściciele prowadzą bistro w Gdyni przy Placu Górnośląskim, a ich mobilny sklep pojawia się na każdym ciekawym wydarzeniu w Trójmieście. Nie wiem jak się znalazł dziś pod Batorym, ale jestem przekonana, że nie był to ostatni raz gdy zrobiłam u nich zakupy. Zwłaszcza, że proponowane dania, przyprawy i słodycze można kupić w ich internetowym sklepie. A może kiedyś skorzystam z ich oferty i wezmę udział w warsztatach? Kto wie. Na razie pozostało mi próbować wykonać samej kilka z przepisów jakie znajdują się w zabranej przeze mnie książeczce. Może curry z bobem i pokrzywą?


sobota, 12 maja 2018

Sesja relaksacyjna "Misy kryształowe" w Centrum Jogi w Gdyni

Miło mi, że pomimo tak długiej przerwy w pisaniu postanowiłaś/eś odwiedzić mojego bloga :)
Przerwa była spowodowana dużymi zmianami życiowymi i niezwykle stresującymi wyzwaniami w pracy. To już za mną, ale konsekwencji długotrwałego stresu nie jest łatwo się pozbyć. Zaczęłam więc intensywnie poszukiwać sposobów na osiąganie spokoju wewnętrznego i relaksowania się - innych niż kino, sauna i streching. 

Moje nowe zainteresowania i czysta ciekawość skłoniły mnie do pójścia na sesję relaksacyjną do Centrum Jogi i Pilatesu w Gdyni na ul. Starowiejskiej. Już wcześniej natknęłam się na informacje, że dźwięki, tony i wibracje w "klasycznej" muzyce indyjskiej działają uzdrawiająco na ciało. Gdy w serwisie trojmiasto.pl zauważyłam wydarzenie "Misy kryształowe" bez wahania zapisałam się na listę uczestników. Kolejny podobny koncert odbędzie się w przyszły piątek, mam więc nadzieję, że opis moich wrażeń namówi kogoś z Was do uczestnictwa :)

Misy kryształowe ponoć uzdrawiają na poziomie komórkowym, harmonizują czakry, oczyszczają aurę, synchronizują półkule mózgowe, rozbijają blokady w ciele, uspakajają umysł, usuwają lęki oraz aktywizują szyszynkę. 

Ze strony www Centrum dowiedziałam się też, że: "Misy kryształowe brzmią czystą barwą. Wnikają w ciało fizyczne, słychać ich dźwięk na milę od źródła. Mają swoją wibrację. Ludzkie ciało zbudowane jest z milionów kryształów. Kiedy słuchamy kryształowych dźwięków nasze ludzkie kryształy harmonizują się, uzdrawianie zachodzi na poziomie komórkowym, na poziomie naszego DNA. Dźwięki silnie działają na kręgosłup i czaszkę, wnikając w układ nerwowy, organy, w mięśnie, układ krwionośny, do każdej komórki ciała.Wspaniale balansują czakrę gardła i serce, usuwając bóle głowy, poprawiają wzrok, uspokajają."

Przyjechałam do Centrum z własnym kocykiem, ale nie było to potrzebne. Do sali wchodzi się bez butów, należy wyłączyć telefony, zdjąć paski, położyć na ziemi matę, kilka kocy, "poduszkę" pod nogi i przygotować sobie koc do okrycia się podczas sesji. 

Koncert odbywa się w dusznej sali, przy zamkniętych oknach aby nie słychać było hałasu z ulicy. Gdy zgasły światła jedynie świeczki rozświetlały pomieszczenie. Pani Ewa Leilana rozpoczęła grę na misach. Specjalnym drewnianym "kijkiem" jeździła po zewnętrznych krawędziach różnej wielkości mis. Wydawały one bardzo wysokie tony. Leżałam na samym końcu sali a było bardzo głośno. 



(zdjęcie przykładowe pochodzące z www)

Pani Ewa opowiedziała nam, że możemy odczuwać nagły przypływ zimna, mogą Nas zaboleć niektóre części ciała - w zależności od tego na jakie schorzenia cierpimy. Cały koncert trwał 1,5 h i rzeczywiście w pewnym momencie zmarzłam. Nie odczuwałam jednak jakiś dolegliwości. Przez chwilę coś mnie przygniatało w lewej stronie klatki piersiowej, ale takie uczucie "nawiedza" mnie raz na jakiś czas. Nie mogłam się skupić na muzyce. Myśli błądziły w okół tego bloga ;)

O ile dźwięki mis nie koniecznie były przyjemne dla uszu to kolejnych instrumentów mogłabym słuchać co dziennie. Na koniec sesji Pani Ewa nad każdym z uczestników przechodziła machając specjalnymi dzwoneczkami. Niestety nie wiem co ten zabieg miał na celu - pewnie przegnanie jakiś złych duchów ;)

Mimo, że sesja trwała 1,5 h czas zleciał zadziwiająco szybko. Nie zdążyłam się zorientować a ponownie szłam ulicami Gdyni skąpanymi w deszczu. Po powrocie do mieszkania nie miałam o dziwo ochoty na nic, po prysznicu poszłam od razu spać i obudziłam się 10 godzin później. Dawno nie spałam tyle godzin jak zabita. Ale nie wiem jak z tym usuwaniem bólu głowy bo dziś mam okropną migrenę :) Także do wszystkiego należy podchodzić z pewną dozą sceptycyzmu.

Nie wiem na ile sesja wpłynęła na moje czakry i aurę ;) ale na pewno leżenie na podłodze i słuchanie muzyki mnie zrelaksowało. W najbliższy piątek mam zamiar pójść do Centrum Jogi ponownie aby sprawdzić jak zadziałają na mnie misy i gongi. Ktoś z Was miał może okazję uczestniczyć w takim wydarzeniu? Jakie są Wasze wrażenia?