wtorek, 18 lutego 2014

14.02.2014 | London Elektricity w Sopocie :) Please don't make me lose the will to love

Raz na wozie, raz pod wozem. By zapamiętać jak największą ilość cudownych chwil przed wami krótka relacja z koncertu 14.02 | London Elektricity, MC Wrec, Etherwood w Sfinx700 w Sopocie :)

Na początek abyście się wczuli w klimat włączcie sobie najlepszy choć dość stary kawałek London Elektricity – Will to Love  ;) Od wielu lat mój wielki faworyt zasłyszany po raz pierwszy gdy miałam jakieś 19 lat w miłosnym secie nagranym przez DJ Mod'a dla swej już w tej chwili żony ;)

"It's strange how people never notice other people's pain
They always look the other way"




Lubię na koncertach tańczyć. W okół Ciebie przyjaciele, znajomi lub całkowicie obcy ludzie, którzy dzielą Twoją energię. Prawie na wyciągnięcie ręki Twój ulubiony artysta, muzyk... tańczysz. Zamknij teraz oczy. Nagle jesteś tylko Ty, muzyka i wszechświat. Nie liczy się nic. Cała ta pozytywna energia przez Ciebie przepływa tak, że mimowolnie na twej twarzy pojawia się uśmiech. 

Szybkie bicie serca... zmęczenie, a Ty byś mógł się ciągle uśmiechać :) Tak właśnie ja czuję się na koncertach DNB. Szczegóły imprezy pozostaną moją słodką tajemnicą, ale mogę króciutko opisać co się działo :)

a tak wyglądam w środku fimiku jaki Marcin nagrał moją komórencją :) hahahaha :D

Trafiliśmy trochę "spóźnieni" do Sfinxa, bo po 22, ale napotkaliśmy totalne pustki, nie to co w styczniu. Przynajmniej nie musieliśmy czekać przed drzwiami w kolejce. Znaleźliśmy czas na pogaduchy i piwo. Na początku staliśmy nieśmiało z tyłu sali (nie warto się pchać z piwem) gdy Marcin wypatrzył mknącą pod samą scenę Michalinę i jej znajomych. Po wypiciu piwa sukcesywnie przebijaliśmy się przez tłum do poznanych w grudniu ludzi :) Co widać na zdjęciu poniżej. Zaznaczyłam nawet gdzie jestem :P hehehe

Michalina skradła mnie i uciekłyśmy do baru na ploty, poznałam resztę jej ekipy, a po (ponoć) dłuższej nieobecności wróciłyśmy do chłopaków poszaleć na parkiecie. Tej niesamowitej energii nie da się opisać słowami. 

Nie mogłam się już doczekać aż London Elektricity zacznie miksować. Na scenie był punktualnie, ale grać zaczął ponad 30 minut później. Skończył między 3 a 4 rano. 
Michalina i ekipa się zmyli, a my mimo, że zmęczeni i opici Red Bullami tańczyliśmy dalej. Zmyliśmy się o 4:30 - czyli zawsze o godzinie, która ma nam gwarantować możliwość zjedzenia kebaba u Turasa i zdążenie na SKMkę, ale niestety kolejny raz nam się wyrobić nie udało :P

Spać się położyłam w okolicy 6 rano :) Tyle czekałam na ten wieczór, a minął w mgnieniu oka. Teraz trzeba czekać na kolejną imprezę w bliżej nieokreślonym czasie...


Mam nadzieję, że muzyczka was wprowadziła w odpowiedni klimat i że się troszkę ze mnie pośmialiście ;) Do następnego!
                                                                                                             z Michaliną pod sceną :)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz