We wrześniu 2013 roku podjęłam szybką, spontaniczną i nieodwracalną decyzję o przeprowadzce do Trójmiasta, a właściwie podjęła ją za mnie KwiatPomarańczy. W tym samym miesiącu powstał ten blog. W ciągu tych lat wiele się wydarzyło, o wielu rzeczach pisałam o wielu nie, ale chyba największym powodzeniem cieszyła się moja seria o testach trójmiejskich firm kateringowych. Mieszkałam 10 miesięcy w Gdańsku i całą resztę na 5 różnych dzielnicach w Gdyni raz na jakiś czas opisując Wam wiele aspektów związanych z życiem w Trójmieście. Dziękuję, że od czasu do czasu odwiedzicie mnie tu wirtualnie :)
Dziś chciałabym poruszyć temat kaszubskiego zwyczaju tłuczenia butelek w wigilię ślubu, czyli słynne w okolicy - Polterabend. O zwyczaju tym po raz pierwszy usłyszałam na studiach w Gdańsku, ale dopiero w tym roku udało mi się w takiej imprezie uczestniczyć.
Polterabend czy Polter - jak mawiają lokalsi, wywodzi się z tradycji niemieckiej i jest wciąż żywy na kaszubach, kociewiu, okolicach Poznania oraz na śląsku. Tradycyjnie nie jest to impreza, na którą wymagane są zaproszenia. Jeśli więc po sąsiedzku ktoś wyprawia wesele to w dobrym tonie jest pojawić się u sąsiadów wraz z pustymi butelkami lub słoikami (zdecydowanie łatwiej je rozbić) i na wejściu potłuc je na szczęście pary młodej.

Na imprezie, w której uczestniczyłam było ponad 40 osób w większości przypadków te, których nie zaproszono na wesele m.in. sąsiedzi czy koledzy i koleżanki z pracy pary młodej, dalsza rodzina i znajomi. Po rozbiciu butelek Państwo Młodzi zapraszają na szybkiego kielona wypitego na progu, następnie przechodzi się na imprezę, która często trwa do późnych godzin. Jak te Panny młode potem wstają rano w dzień ślubu to ja nie wiem ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz