niedziela, 13 września 2015

"Pieśń słonia" w Klubie Filmowym (Muzeum Emigracji), wystawa grafik Salwadora Dali, spaghetti z małżami i wizyta w Degustatorni

W ten piątek swoją premierę miał film "Pieśń słonia"(trailer poniżej). Bardzo chciałam go obejrzeć, ale byłam lekko zaniepokojona zmianami jakie znowu nastąpiły z Klubie Filmowym. Zniknął on z mojej dzielnicy i pojawił się w niedawno otwartym Muzeum Emigracji w Gdyni. Już sama podróż autobusem niosła ze sobą wrażenia. Cała nowa ulica Polska usiana jest bowiem magazynami, widać nadbrzeże i rozładowywane statki z węglem. Po przeciwnej stronie ulicy wybitnie wolno mijaliśmy hałdy zgniecionego sprzętu AGD i samochodów. Zanim dotarliśmy do Szkoły Morskiej minęliśmy także porzuconą w gruzie koparkę, która jeszcze kilka godzin wcześniej burzyła ściany budynku. Zapewne w poniedziałek rano zjawi się pracownik by dokończyć demolkę ledwo stojących już ścian. Wszystko to widziałam po raz pierwszy. Muzeum Emigracji znajduje się na samym końcu ulicy Polskiej tuż obok Kapitanatu Portu Gdynia i nadbrzeżem.



W filmie "Pieśń słonia" jedną z głównych ról gra mój ulubiony reżyser - Xavier Dolan. Głównie dla niego pojechałam aż tak daleko na projekcję. Dla tych co nie kojarzą go, a coś tam wiedzą o kinie -> wygrał w zeszłym roku nagrodę za najlepszy film na festiwalu w Cannes. Dolan to 26 letni utalentowany Kanadyjczyk, który nie tylko reżyseruje swoje filmy i pisze do nich scenariusze, ale w połowie z nich gra główne role. Może ktoś z was oglądał "Wyśnione miłości", "Zabiłem swoją matkę", "Na zawsze Laurence", "Tom at the Farm", czy ostatni "Mama".
Ale przejdźmy do filmu "Pieśń słonia". To dramat trzech postaci: pacjenta szpitala psychiatrycznego, dyrektora tej placówki oraz pielęgniarki, która jest byłą żoną owego dyrektora. Film rozgrywa się w latach 60tych. Muzyka klimatem wpasowuje się do treści filmu, ale nie jest aż tak porywająca by się jakoś znacznie wybijać. Zawsze szczególną uwagę zwracam na kadry. Tym razem się nie zawiodłam, były piękne. Dokładnie takie jakie lubię. Jeśli chodzi o grę to Xavier udowodnił, że jest utalentowanym aktorem. Rewelacyjnie zagrał postać osoby chorej psychicznie. Jego mimika twarzy była naprawdę dobra! Plus, co tu dużo pisać, on jest przystojny !!! Po prostu przyjemnie się go ogląda na ekranie. Przez kolejną godzinę po wyjściu z kina myślałam o tej historii. Właśnie takie filmy lubię najbardziej. Te, które dają wiele do myślenia, po których nie można tak od razu wrócić do swojej szarej rzeczywistości. 

W sobotę wstałam dość wcześnie i po 2h szorowania kuchni i mycia okien stwierdziłam, że pogoda zrobiła mi przysługę. Miałam bowiem pojechać rowerem do Sopotu na wystawę grafik Salwadora Dali. Postanowiłam wykorzystać brzydką pogodę i podjechać SKMką. Plus był taki, że mogłam odwiedzić mój ulubiony sklep z pierdółkami - Tiger. Niestety kuchenne akcesoria nie zrobiły na mnie wrażenia, ale za to nakupiłam mnóstwo "pierdółek" ;)



Do tego dział ze świecami pozytywnie mnie zaskoczył. Tak neonowych kolorów jeszcze nigdzie nie widziałam. Polecam! Chociaż ja i tak mam hopla na punkcie wszystkiego co niebieskie (głównie błękitne) i zamiast poszaleć kupiłam świecę właśnie w tym kolorze.




Wystawa grafik mieści się w Domu Aukcyjnym na Monciaku. Potrwa do 19 września. Wszystkie grafiki można obejrzeć również na stronie www Domu Aukcyjnego. Ceny zaczynały się od przyzwoitych 3 do 6 tysięcy, ale gdy weszłam do budynku okazało się, że w tej chwili plasują się między 9 a 20 tysiącami. Z przykrością muszę stwierdzić, że wiele z nich zostało już sprzedanych. Wystawa zajmuje więc jedynie 1,5 ściany. Ale i tak warto było wyrwać się z domu.


Po powrocie do domu postanowiłam zrobić spaghetti z małżami grillowanymi według przepisu z najnowszej książeczki dyskontu Biedronka. Gotowe małże w zalewie kupiłam właśnie tam. Potrawa była zjadliwa, ale ciągle mam wrażenie jakbym jadła spaghetti ze śledziami. Tak właśnie dla mnie smakują małże. Raczej nie powtórzę tego dania.

Za to w sobotni wieczór wybrałam się na długo oczekiwane spotkanie z M. i O. :) Bardzo dawno ich nie widziałam. O. zarezerwowała stolik w Degustatorni na Wzgórzu Świętego Maksymiliana. Nie miałam jeszcze okazji być w tym lokalu. Współlokatorka zachwalała shoty, znajomi różne rodzaje pszeniczniaków. Nie jest to lokal, do którego warto się stroić, ale jeśli ktoś chce wypić - należy mieć zasobny portfel lub kartę kredytową. Przyzwyczajeni normalnymi cenami shotów zamówiliśmy każdy po 4... jakie było na naszych twarzach zdziwienie gdy nabito za nie rachunek na kwotę 120 zł!!!! Shoty były większe niż w każdej innej knajpie, bardziej wyrafinowane, bardzo pyszne, warstwowo wlewane, ale 40 zł za 4 kieliszki to się nie spodziewałam. O bardzo niebezpiecznym powrocie do domu pisać nie będę, ale powiem jedno: nie znasz dnia ani godziny... Zbiry i zboczeńcy są wszędzie. Od dziś nie będę sama wracać nocą do domu... Za wiele strachu się najadłam.

poniedziałek, 7 września 2015

Druga rocznica przeprowadzki do Trójmiasta, czyli ślub brata, statystowanie przy serialu, Audioriver i inne wakacyjne wariactwa

Nagle z gorącego lata zrobiła się ponura jesień. Spacerując dziś po mieście w ulewie dotarło do mnie, że jutro miną dokładnie 2 lata od mojej przeprowadzki do Trójmiasta...

Obkupione było to niemałym wysiłkiem, dozą strachu i łez, pracą ponad moje siły, poczuciem pustki, samotności... ale zarazem nigdy nie czułam takiej satysfakcji, mieszkam w warunkach luksusowych, daję radę, rozwijam się, mam szansę doświadczać wielu rzeczy, których bym nigdy nie miała szansy doświadczyć czego świadkiem są m.in. notki na tym blogu ;) otaczają mnie cudowni ludzie... NAJLEPSI! :) Nie zamieniłabym tych 2 lat na nic innego!

Ale na początek użytkownicy Spotify niech włączą sobie przepiękną liqidową balladę z najnowszej płyty Etherwooda:




Wiele się zmieniło odkąd pisałam wiosną po raz ostatni. Nie wiem jakim cudem, ale udaje mi się już tyle m-cy wytrzymywać na diecie be glutenu! Jestem z siebie dumna :) Pozostaję w pracy! JUPI! Teraz czas skupić się by dostać "awans" :D

Działo się dość sporo w moim życiu. Oto mały skrót począwszy od wydarzeń najświeższych. 




1,5 tygodnia temu mój brat się ożenił. Przygotowań było co nie miara. Byłam już tym zmęczona, ale musiałam wszystko pozałatwiać żeby jakoś się prezentować. Nawet po raz pierwszy w życiu postanowiłam, że dam sobie zrobić paznokcie akrylowe i już teraz wiem gdzie w Gdyni pieką bezglutenowe ciasta - polecam piekarnię Jarzębińscy w przejściu na SKMkę na Wzgórzu Św. Maksymiliana.

Sukienka kupiona w butiku "Luzik" na Świętojańskiej w Gdyni.

W związku z różnymi moimi perypetiami nie dałabym rady gdyby nie moja osoba towarzysząca - Bartek.




Tylko dzięki niemu udało mi się przetrwać to wesele i wyszliśmy jako ostatni! :D Bartuś - za dużo by pisać o sprawach, o których cały świat wiedzieć nie musi, ale wiedz, że nigdy nie zapomnę tego, że przejechałeś 700 km by być przy mnie, nie krytykować mnie, wspierać i dzielnie znosić wszystko... :* 

bo prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie.






W to lato przeżyłam przygodę ze statystowaniem przy serialu "Aż po sufit" (leci na TVN we wtorki o 21:30). Dziś już drugi odcinek :)









Niewiele w zasadzie mogę zdradzić bo obowiązuje mnie umowa z agencją, ale mimo zmęczenia i zmarznięcia uważam ten epizod w życiu za coś ciekawego. Na pewno będę długo wspominać moją rozmowę z Czarkiem Pazurą o słonych naleśnikach ;) Możecie mnie zobaczyć w około 15 minucie 1 odcinka :)



 Przeprowadziłam się, choć adresu nie zmieniłam ;) Tak, to już był 5 raz i jestem święcie przekonana, że nie ostatni! Już spieszę wyjaśnić o co chodzi :) Przeprowadziłam się ze współlokatorami z przybudówki do domu głównego. Właściciel poprosił byśmy zaopiekowali się jego domem (on sam wyjechał na rok do Austrii). Mieszkam tam już 2 miesiąc i pomimo szeregu minusów związanych z tą sytuacją jest tu o niebo lepiej! 




Sytuacja jest wybitnie tymczasowa, ale ja już nie mogę żyć bez mojego własnego tarasu (są dwa na terenie tej posiadłości)! Piękny sierpień spędziłam właśnie na jednym z nich. Nie mogłam się również oprzeć i zorganizowałam w zeszły weekend swoje pierwsze Garden Party. Ciężko będzie się z tym wszystkim rozstać na rok... Zwłaszcza, że zasadziłam tam już swoje rośliny.

 


W tym roku urlop udało mi się dostać wtedy kiedy to ja chciałam :P Wybrałam się z moją kochaną ekipą z Gdyni do Płocka pod namiot na festiwal muzyki niezależnej - Audioriver. Byłam już na nim w 2011 roku, ale tym razem było megaaa warto. 10 rocznica powstania festiwalu! Mega gwiazdy!  London Electricity, High Contrast, Spor, Spectrasoul, Nervy, Noisia, Roni Size, Underworld itd. 





Mimo zmęczenia sprawiającego, że w dzień nie miałam ochoty na balowanie i siedziałam w namiocie próbując odżyć bawiłam się rewelacyjnie.




                                                         
Poznałam na polu namiotowym mega pozytywnych ludzi z Pabianic i z Chełma. Dzięki nim AR (a zwłaszcza SunDay) był w dechę!

Czegoś takiego właśnie potrzebowałam! Potem odchorować nie mogłam powrotu do rzeczywistości i 2 tygodnie z rzędu balowałam na dnb w sopockim Sfinxie.




A to my z Misią i jej bibo-busem. W mej pamięci na zawsze pozostanie obraz gdy... z lampką typu "czołówka" tańczyłaś w samochodzie :)


Spałam w mega wypasionym namiocie. W całej PTTK Morka nikt nie miał takiego! Dziękuję moim kochanym przyjaciołom za jego użyczenie :)