niedziela, 31 sierpnia 2014

Otwarcie Europejskiego Centrum Solidarności 30.08.2014

 
Od czasów studiów jestem związana emocjonalnie z ECS'em. Zapisywałam się na każdą ciekawszą konferencję, na którą mogłam przybyć do Trójmiasta. Gdy 2 lata temu po raz pierwszy zobaczyłam budowaną siedzibę ECS zastanawiałam się kto zaprojektował taką maszkarę. O co tu chodzi, przecież to jest brzydkie! Wczoraj zmieniłam zdanie.










Wczoraj (i dziś) odbywają się oficjalne uroczystości otwarcia budynku. Z tej okazji ECS przygotował wiele atrakcji. Prócz wykładów można było zapisywać się na zwiedzanie wystawy ze świadkami zdarzeń - stoczniowcami uczestniczącymi w strajku w roku 1980. 






Znam trochę twórczości Chrisa Niedenthala i koniecznie chciałam pójść na jego wykład (o fotografii w czasach socjalizmu). Zdobyłam również wejściówkę na zwiedzanie wystawy z przewodnikiem. Prawdopodobnie większość z was sobie myśli "niby co takiego fajnego jest w ECS?". Też nie spodziewałam się tego co ujrzę.

 


Spośród ponad 50 projektów budynku wysłanych na konkurs przez architektów z całego świata zwyciężyło Przedsiębiorstwo Projektowo-Wdrożeniowe FORT z Gdańska. Głównymi projektantami byli Wojciech Targowski, Piotr Mazur, Antoni Taraszkiewicz i Paweł Czarzasty. Kontrowersyjna elewacja przypominająca rdzewiejący metal została wykonana z cortenu. Budynek choć nie wygląda na tak wysoki, ma 5 pięter a cortenowa elewacja mierzy 18 tysięcy metrów kwadratowych!

 





Przekraczając bramę nr 2 po lewej stronie, tuż za murem odnajdziemy piękną fontannę. To dzięki niej bryła budynku wygląda jak statek unoszący się na wodzie... czyżby taki był zamysł architektów? :)








 


Fontanna podpływa pod sam budynek, a nad nią znajdują się schody, którymi trafimy wprost na wystawę. Fajnie wygląda woda pod stopami podczas wspinaczki :)






 
Po pokonaniu schodów "nad wodą" ujrzałam z góry cały plac przed stocznią. Jak widzicie tego dnia było można zjeść coś z FoodTrucków, można było wypoczywać na leżakach i zająć dzieci licznymi atrakcjami jak np. malowanie obrazów bądź zrobienie własnego nadruku na eco torbie.




 
                 





Jak widzicie tego dnia było można zjeść coś z FoodTrucków, można było wypoczywać na leżakach i zająć dzieci licznymi atrakcjami jak np. malowanie obrazów bądź zrobienie własnego nadruku na eco torbie.






 



Dzieci nie będą się też nudziły na wystawie. Historia strajku puszczona jest pod postacią kreskówki. Cała wystawa jest multimedialna. Po prostu nie można się na niej nudzić! :) Dzieci mogą wejść do środka suwnicy, na której pracowała Anna Walentynowicz (iskra zapalna strajku '80).










Wnętrza budynku również zachwycają. Mi się niezmiernie podoba ogród zimowy, z którego widać sale wystawowe i warsztatowe. Mogłabym tam spędzić cały dzień! :)



Więcej zdjęć, które przybliżą wam wygląd ECS znajdziecie już na mojej stronie -> Zdjęcia z otwarcia ECS




poniedziałek, 18 sierpnia 2014

Wszystkie smaki lata i historia pewnej gruszy

 


Lato powoli ma się ku końcowi, w tym roku było wyjątkowo gorące i słoneczne. Już w czerwcu postanowiłam po raz pierwszy w życiu zatrzymać je w słoiku :) 





 





Zrobiłam dżem truskawkowo-rabarbarowy oraz czereśniowy. Na półce można znaleźć również kompot z truskawek i czereśni. W lipcu do słoików poszły jagody i cukinia w curry, którą zrobiłam z moim współlokatorem na 3 sposoby (nie byliśmy pewni który przepis lepszy). A w tą sobotę do słoika trafiły gruszki oraz ogórki (korniszony).




W słoikach zamknęłam więc wszystkie owoce i warzywa, których moja mama nie lubi przetwarzać. To dlatego podjęłam ten trud. Mama woli robić dżemy z agrestu i czarnej porzeczki - fuuuuj. Najwięcej pracy było oczywiście przy myciu i drylowaniu czereśni, ale było warto. 

Na zdjęciu nadziewane malinówki od moich rodziców tuż przed zapieczeniem :) Mniam mniam! :D



Pasteryzacja też nie jest trudna. Wystarczy wyłożyć dno garnka gazetą, by słoiki nie obijały się o siebie ani o dno, dolać wody - na tyle by zakrywała słoiki do połowy i gotować kilkanaście minut. Ot cała filozofia, a zimą będę w siódmym niebie jedząc te pyszności :)  





Mimo, że mamy dopiero połowę sierpnia, w ogrodzie moich rodziców już można zebrać miniaturkowe gruszki i winogrona. 

Gruszki przypomniały mi smak dzieciństwa. Mimo, że jestem daleko od domu wystarczy, że zjem jedną, a od razu przenoszę się myślami do ogrodu mojej babci, gdzie stoi wiekowa grusza. Jeszcze poniemiecka. Od dzieciństwa jej owoce nazywamy gruszkami pierdułkami - bo są bardzo malutkie. Nie wiem jak dokładnie nazywa się ta odmiana, ale są przepyszne i potwierdzi to każdy kto je jadł :) 

Grusza mojej babci jest bardzo stara. Jest to w tej chwili ostatnie drzewo na naszym terenie posadzone przez Niemców. Kilka lat temu syn byłego właściciela przyjechał wraz z żoną i córką by pokazać im gdzie się wychowywał przed wojną. Przyglądał się naszemu domowi, a gdy moja babcia to spostrzegła w mig go zaprosiła mimo, że nie zna języka niemieckiego. Pamiętam jak dziś, że zaprosiliśmy ich na drugi dzień na herbatę. Herbata okazała się być obiadem i goście byli bardzo mile zaskoczeni. Babcia chwyciła Niemca za rękę i poszła mu pokazać gruszę... Był wzruszony. W końcu on też spędził przy niej swoje dzieciństwo.

Grusza jest wygięta, w zasadzie został sam pień, w środku jest spróchniała. Było to nasze ulubione drzewo do wszelakich wspinaczek i baza do wielu zabaw. W środku wychowało się wiele kociaków, które kocice przenosiły do wielkiej "dziupli" tuż przy ziemi. W zasadzie to nie wiem dlaczego to drzewo jeszcze stoi. Jest stare i od wielu lat chore, a co rok rodzi sporą ilość przepysznych owoców. Gdy przywiozłam je do Gdyni mój współlokator również powiedział po spróbowaniu, że te małe gruszki przypominają mu smak dzieciństwa ;) Też miał taką gruszę na Mazurach... Może i ona miała swoją historię do opowiedzenia? Kto wie :) A wam jaki owoc kojarzy się z dzieciństwem? 



sobota, 2 sierpnia 2014

Jarmark św. Dominika w Gdańsku i wrażenia z Diabelskiego Młynu na wyspie Spichrzów

Zrobiłam sobie długi weekend i postanowiłam pojechać w rodzinne strony. Wczoraj pojechałyśmy z Adą na jej działkę za miasto. Wypoczęłam solidnie. Takiego chilloutu potrzebowałam. Opalanie, spacer po lesie, grill i "pływanie" w rzece :) A wieczorem spotkanie w kawiarni z Sewerynem w celach edukacyjnych. Dzięki Adzie i Sewerynowi wiem teraz wiem jak w 3D maxie robi się animacje :P ambitnie :P hehehee

 

Zeszły weekend też owocował w sporo wydarzeń dużej wagi :P Odbył się opisywany przeze mnie wcześniej Red Bull Air Race oraz otwarcie Jarmarku św. Dominika w Gdańsku. W niedzielny poranek postanowiłam więc pojechać do Gdańska i skorzystać z najnowszej oferowanej rozrywki czyli Diabelskiego Młynu. 







Koszt przejażdżki to 25 zł. Nie jest to jakoś wybitnie tanio, ale za tą kwotę przejedziemy się dość powoli 3x. A właściwie koło obróci się trzykrotnie. Na samej górze przystaje więc jest trochę czasu na przyjrzenie się widokom i zrobienie masy fotek :)




Poniżej jest 40 sekundowy filmik, który nagrałam specjalnie dla was :)



Zdjęcia z młynu oraz z samego Jarmarku już wkrótce zagoszczą u mnie na fanpage'u na 
FB :)




Jeszcze tylko tydzień i zaczynam swój urlop. Pierwszy przystanek - Poznań! :) Potem Słupsk i sporadycznie Trójmiasto. Także chętnych na zdjęcia zapraszam do przesyłania zgłoszeń na FB wznawiam bowiem działalność TFP.

mod.: Kamila B., Słupsk wiosna 2013