Dzisiejszy dodatkowy dzień wolny postanowiłam wykorzystać na coś na co w żaden weekend nie mam siły i czasu - na wycieczkę do Gdańska. Jarmark Św. Dominika dobiega powoli końcowi (trwać będzie do najbliższej niedzieli) i nie byłam jeszcze w
Muzeum II Wojny Światowej.

Tak się złożyło, że nie zdążyłam obejrzeć wystawy przed "dobrą zmianą" a później straciłam ochotę. Wystawa została zmieniona a wiele osób wycofało swoje pamiątki rodzinne z eksponatów pożyczonych Muzeum. Mimo to trzeba było kiedyś tam zajrzeć a czy byłaby lepsza data niż święto Wojska Polskiego? ;)

Na początku chciałabym Was ostrzec, że jeśli chcecie oszczędzić sobie kilometrowej kolejki kupcie bilet przez stronę internetową (nawet jeśli wyświetla, że na drugi dzień na wszystkie godziny wejść jest ponad 200 wolnych miejsc). Ja stałam 30 min w kolejce by kupić wejście dopiero za 1,5 h bo wszystko było już wykupione - ciężko mi powiedzieć czy po sezonie wakacyjnym jest tam mniejsze obłożenie. Bilet normalny kosztuje 23 zł a do tego audiopilot to koszt 5 zł a za 1 zł można dokupić wejście na wystawę czasową, ale ja zrezygnowałam. Na samo zwiedzanie muzeum należy przygotować sobie co najmniej 2 godziny. Ja wyszłam po 1 i 40 minutach ponieważ szłam dość szybko i nie korzystałam w wielu dostępnych multimediów. Jeśli ktoś chce porządnie zwiedzić muzeum musi przygotować się na wiele więcej niż te dwie godziny.
Wystawa główna jest bardzo nowoczesna i zaciekawi każdego. Temat II Wojny Światowej nie należy do najprzyjemniejszych, ale warto pójść i przekonać się samemu czy spełni Wasze oczekiwania. Mi się bardzo podobało.
Przed i po zwiedzaniu muzeum przechadzałam się po Jarmarku Dominikańskim. Wielu mieszkańców Trójmiasta bardzo na niego narzeka, ale to największa letnia atrakcja Gdańska od prawie 800 lat. Każdy kto chce zakupić nietypowe rzeczy do mieszkania (obrazy bezpośrednio od artystów, antyki, nowe ciekawe i innowacyjne przedmioty stworzone przez Polskich producentów, itp.), zakupić unikalną biżuterię ręcznie wyrabianą przez małe jednoosobowe firmy, spróbować lokalnych specjałów, ale nie tylko, ubrać się w modne i niepowtarzalne ubrania ma super okazję na łowy.

Oczywiście na stoiskach można kupić chałwę z Turcji, przyprawy z całego świata, langosza z Węgier, syntetyczne kamienie szlachetne wprost z Kairu, lody tajskie, torebki i chusty z Indii oraz szale wełniane wprost z Himalajów. Nie odstrasza mnie to jednak od co rocznego spaceru - zwłaszcza, że ja już wiem co i jak kupować ;) O tym
jak i kiedy robić zakupy na Jarmarku pisałam w zeszłym roku, zachęcam do lektury ;)

W tym roku pojechałam na Jarmark w konkretnym celu. Jak co roku przeczytałam na portalu
Trójmiasto artykuł o wyróżnionych stanowiskach i w oko wpadła mi firma produkująca naturalne kosmetyki z bursztynu. Chciałam też kupić kilka minerałów i kamieni szlachetnych wspomagających pracę tarczycy. Moje łowy uważam za udane. Kupiłam przepyszny miód z truskawką pochodzący z pasieki
Kalina w Braniewie, trochę naturalnych kosmetyków firmy
Ambra (bez parabenów, silikonów, olei mineralnych, syntetycznych barwników i zapachów) oraz wisiorek z lapis lazuli. Wciąż marzę, że któregoś lata będzie mnie stać na kupno wielkiego obrazu, od któregoś z wystawiających się malarzy.
Nie martwcie się, na Pomorzu lato pełną parą a część zdjęć z zewnątrz muzeum i spod napisu "Gdańsk" pochodzi z wiosny - dziś były zbyt dzikie tłumy by robić ładne zdjęcia. Nogi mnie tak bolą, że aż pulsują ;) Według zapisu w Endomondo przeszłam pieszo 9,28 km a do tego trzeba dodać te kilometry, które wychodziłam w samym muzeum ;) Z pewnością do dzisiejszego masażu łydek użyję zakupionej maści z bursztynu!
A tu jeszcze kilka zdjęć z wnętrza muzeum.